Bardzo lubię dzieci i wakacje w większości spędzam na pracy w roli wychowawcy kolonijnego. Kilka lat temu byłam z dzieciakami nad morzem, trafiła mi się naprawdę sympatyczna i prawie bezproblemowa grupa. No właśnie, prawie. Był w niej jeden chłopczyk, który był, łagodnie mówiąc, średnio kumaty, co za tym idzie bardzo łatwo wychodził w konflikty z moimi innymi podopiecznymi. Dodatkowo zmagał się on z chorobą lokomocyjną. Przed którąś z wycieczek powiedziałam mojej grupie, że każdy, kto choruje na taką przypadłość, powinien wziąć sobie odpowiedni lek (dzieciaki już duże, ostatnia klasa podstawówki/pierwsza gimnazjum). Przed samym wyjazdem podeszłam do niego i upewniłam się, czy na pewno wziął lek. „Tak, psze pani”, więc OK, wsiadamy i jedziemy. Nie ujechaliśmy 15 km i chłopiec mówi, że mu niedobrze. Zapytałam, czy na pewno zażył lek. On, że nie, bo kazałam wziąć, a nie zażyć, więc spakował go do plecaka...
Ślęczenie przy nim i wywalanie woreczków z jego wymiocinami raz na zawsze nauczyło mnie jaśniej formułować polecenia :)
Dodaj anonimowe wyznanie
Z dziećmi które mają niski iloraz na granicy upośledzenia umysłowego nieraz jest problem bo nauczyciel myśli że robią sobie przysłowiowe jaja a one całkiem na poważnie. Ale tutaj był ewidentnie twój błąd a nie niejasność bo leki zażywa się w różnych godzinach , czasem raz na dzień, czasem kilka razy i też bym zrozumiał że mam go mieć że sobą.
Podziwiam, że lubisz robotę na koloniach. Ja, choć mam papier i mógłbym pojechać, nie zdecydowałbym się na to. Za dużo odpowiedzialności i męczenia się - z rodzicami, bo dzieciaki mogą być całkiem okej.
To pachnie spektrum autyzmu
Nie ma takich leków, które by pomogły na moją lokomocyjną. Zerzygam się nawet na huśtawce 🙄 wyjazd na każde kolonie - i jako dziecko i jako opiekun zawsze z torebką na uszach 🙊
Skoro dzieciak ma rozum na poziomie trzylatka to mogłaś dopilnować żeby zażył lekarstwo przy tobie
Myślę, że autorka już sama doszła do takich wniosków... Uczymy się na błędach.