#zR3Pp

Pewnego dnia na dworzec w dużym mieście wjechał pociąg wiozący tłumy niezbędne do okazjonalnego zapełnienia nadbałtyckich plaż i kurortów. Z rowerem oraz odpowiednio dużym bagażem wypatrywałam odpowiedniego przedziału. Wśród licznych pasażerów zauważyłam przystojnego mężczyznę podobnie jak ja zaopatrzonego w jednośladzik. Nasze spojrzenia spotkały się w sposób, który określiłabym jako pełny wzajemnego zrozumienia. Zdarzają mi się takie momenty z nieznajomymi (różnej płci, w różnym wieku i o różnym stopniu atrakcyjności fizycznej), ale jest to dość rzadkie.

Następnie wydarzyło się coś, czego się wstydzę na tyle, że nie mówię o tym nikomu, a więc w gruncie rzeczy anonimowa sprawa: wspomniany wcześniej cyklista wsiadł do odpowiedniego wagonu, zapytałam go, czy to właściwe wyjście, on odpowiedział, że chyba tak. Podążyłam w tym tłumie za tą niesprawdzoną wiadomością.

To nie było właściwe wejście, ale kiedy się o tym dowiedziałam, za mną wcisnęły się już do przedziału kolejne osoby i nie było odwrotu: przez cały długi przedział we czworo rowerzystów przepchnęliśmy swoje bezspalinowe pojazdy na chama. Przeplatałam wtedy głośniejsze „przepraszam” cichszymi przekleństwami; mieszanka upokorzenia i wściekłości była równocześnie mdła i paląca.

Kiedy przypięłam już rower i udałam się na miejsce podane na moim bilecie, na siedzeniu obok zauważyłam pana, z którym już wcześniej poczułam nić porozumienia. Nie miałam odwagi zagadać, ale po dość niedługim czasie zrobił to ten rowerzysta, zdaje się, że wtedy akurat, kiedy wkładałam do uszu zatyczki. W rozmowie poziom porozumienia wzrastał bardzo szybko.

I tu jest moment na drugi wątek anonimowy. Mój interesujący współpasażer dość szybko napomknął o swojej żonie i dzieciach. Trochę jeszcze porozmawialiśmy, sporą część podróży spędziłam w innym wagonie, a kiedy wróciłam, rzucił kilka haseł o intensywnym aromacie podrywu.

Nie jestem zainteresowana robieniem sobie problemów przez podążanie za zauroczeniem zajętym mężczyzną i zręcznie udawałam, że żadnych aluzji nie wychwytuję. Pożegnaliśmy się po skończonej podróży. Przez cały dzień miałam jeszcze motylki w brzuchu, przez kolejnych kilka dni czule gościa wspominałam.
Później zupełnie to minęło i ta postać nie budzi już we mnie żadnej sympatii. Pamiętam dobrze tę podróż, ale nawet nie wiem, czy w ogóle przedstawiliśmy się sobie z imienia.

Piszę o tym w zasadzie tylko dlatego, że miałam ochotę napisać wyznanie, i zastanawiałam się, która z moich historii się nadaje. Ale przy okazji chcę bardzo podziękować temu niedawnemu współpasażerowi oraz wszystkim innym osobom, które w czytelny sposób informują, że są w związku. To było naprawdę w porządku. Reszty nie oceniam, bo nic mi do tego.
GeddyLee Odpowiedz

długa historia o niczym

MaryL

W dodatku strasznie ciężko się ją czytało. I ten drugi akapit, nie rozumiem o czym autorka wstydzi się powiedzieć, że gadała z gościem w pociągu?

Novara Odpowiedz

Wagony do przewozu rowerów mają wymalowany taki rowerek na burcie, a jak nie potraficie tego znaleźć, to na większych dworcach zwykle kręci się jakiś pracownik kolei - wystarczy zapytać. N wiem po kiego pchaliście się z rowerami przez cały pociąg.

ohlala Odpowiedz

No widać, że głównie napisałaś historię dla samego pisania (i to nie był "ów" rowerzysta).

JamesWalker Odpowiedz

Kolejna historia o niczym. "Chciałam napisać wyznanie"...

Szwedacz Odpowiedz

Miło się to czytało :) 82 strzałki sugerują że nie tylko mi ;)

bazienka Odpowiedz

no i po co sie przepychac z rowerem przez caly pociag?

Ultraviolett

Moze telefon jej sie rozladowal a nie chciala sie nudzic w podrozy.

Dodaj anonimowe wyznanie