#Yh4nM

O tym, jak wywołałem sobie farmakologicznie depresję...

Ja: rocznik '92, z nałogów nikotynizm, ale rzuciłem parę lat temu. Raczej większy niż mniejszy, kobieta, mieszkanie, dziecko, niemalże sielanka, i nic nie wskazywało na „dziwne i tajemnicze wydarzenia, jakie miały nadejść”, cytując panią Rowling. Pracuję fizycznie, ale z racji jako takiego ogarnięcia i w porównaniu do współpracowników szerokiej wiedzy w zakresie chemii, zdarzało się pracować przy laboratorium, a co za tym idzie w butach przeciwchemicznych, a te są szczelne i gumowane. Prostą wypadkową są tym samym infekcje grzybicze... Rozprawiłem się z kandydozą i trzeba było zająć się pazurami – lekarz przepisał mi lek, którego nie wolno łączyć z alkoholem. W domu mała żałoba, bo terapia na jakieś pół roku, a ja lubię w piątek po drugiej zmianie walnąć piwo... albo sześć. Ale cóż, trudno, oczyszczę organizm, na zdrowie mi wyjdzie. Ale nic z tego.

Po pierwszej tabletce spodziewałem się rozwolnienia, a tu spokój. Drugiego dnia znów tabletka, tylko jakoś mniej entuzjastycznie. Humor się zepsuł, ale wiadomo, praca, dom, rodzina, nie każdy tryska radością. Trzeciego dnia było źle. Byłem smutny, przybity, nie miałem ochoty na nic. Pokłóciłem się z żoną, że wyprała mi spodnie. Nie że nie wyprała, tylko że wyprała, mimo że były czyste, i doszło do takiej eskalacji, że ja, dorosły chłop, popłakałem się w przedpokoju. Zdarza mi się to bardzo rzadko. Po wybuchu płaczu byłem w nie mniejszym szoku niż moja żona. Poszliśmy na spacer i dalej kłótnia, o jakieś bzdety. Wiem, że dla niektórych to standard, ale ja ożeniłem się z najlepszym przyjacielem i się nie kłócimy. Zacisnęła zęby i tylko mimochodem rzuciła, że się dziwnie zachowuję. Zacząłem myśleć, że faktycznie coś jest nie tak. Kolejny dzień, kolejna tabletka. Apatia, poczucie bezsilności, jakiś irracjonalny strach, niepewność. Zwolniłem się z pracy w połowie dnia. Ze łzami w oczach poszedłem do domu, ładnych parę kilometrów. Zanim doszedłem, byłem mokry od łez. W domu stupor, do wyra i spać. Żona mnie obudziła po kilku godzinach, wstałem i w płacz, jak dziecko łkałem jej w ramię. Uznaliśmy, że coś jest nie tak, że to nie jest normalne. Sprawdziłem efekty uboczne leku – raz na 10 tys. przypadków może dojść do pogorszenia się stanu psychicznego pacjenta, w tym do ciężkich stanów depresyjnych. Odstawiłem lek i w dwa dni byłem z powrotem sobą. Po depresji ani śladu.
Depresja, jako upośledzenie produkcji neuroprzekaźników, jest chorobą, poważną, nieleczona jest straszna i powoduje realne zagrożenie życia. Uwierzcie, nie chce się żyć. Marzysz o tym, aby to się skończyło. Dlatego też nie jest wstydem prosić o pomoc. Ograniczenie w postaci paraliżu gruczołów dokrewnych wydzielania dopaminy trzeba obejść farmakologicznie. Nie wahaj się i działaj szybko. Bierz leki.
Vito857 Odpowiedz

Boli mnie to, że Autor nie wie, że depresja i stany depresyjne to są dwie różne rzeczy.

Dragomir

On jest pracownikiem fizycznym, a nie wiecznym pacjentem z zaburzeniami osobowości ani tym bardziej lekarzem. Nie musi tego wiedzieć. A "depresję" ma teraz co druga osoba, w tym bananowe dzieci, bo to modne.

Frog Odpowiedz

Dlatego zawsze BARDZO UWAŻNIE czytam rubrykę "Skutki uboczne".

bazienka

oj tam, czlowiek by zadnych lekow nie bral, jakby sie w to wczytywal
poza tym widzialam ci ja takie leki, gdzie w skutkach ubocznych byla smierc... o.O

Msciwoj82

Pyralgina może mieć śmiertelne skutki, dlatego w USA i Wlk. Brytanii (i innych krajach) jest zabroniona, a m.in. w Niemczech i Czechach tylko na receptę.

Sporo leków może mieć poważne skutki uboczne, dlatego trzeba czytać ulotkę, żeby w razie czego wiedzieć co się dzieje i od razu odstawić lek i zgłosić się do lekarza.

Domandatiwa

Frog, czasem trzeba wziąć lekarstwo tak czy inaczej. Mając dziwne objawy po nowym leku warto się zapoznać z ulotką. Ale te efekty uboczne są z reguły raczej rzadkie. Boli, kiedy widząc w cholerę długą listę skutków ubocznych, i jeszcze ich doświadczając, wie się, że itak trzeba zażywać lek.

Frog

@Domandatiwa
"Boli, kiedy widząc w cholerę długą listę skutków ubocznych, i jeszcze ich doświadczając, wie się, że i tak trzeba zażywać lek."
Tak, zgadzam się z Tobą - i współczuję wszystkim, którzy nie znajdują wtedy jakichś mniej agresywnych (dla siebie) zamienników. Wyjściem ostatecznym jest rezygnacja z leczenia, co oczywiście może przynieść skutki jeszcze gorsze niż doznania uboczne.

Moja uwaga dotyczy głównie szybkości reakcji na dolegliwości, określane mianem skutków ubocznych. Autor wyznania opisuje nam kolejne godziny i dni, kolejne zdarzenia, które nie powinny mieć miejsca - i zapewne nie zaistniałyby, gdyby przeczytał ulotkę PRZED zażyciem leku, bo wtedy miałby szansę skojarzyć informacje z ulotki ze swoim stanem.
W wyznaniu jest mowa o czterech czy pięciu dniach - taki czas ekspozycji na niesprzyjający nam lek wystarczy, by w innych przypadkach doznać naprawdę ekstremalnych efektów, o których informują opisy.

I w tym kontekście - obyśmy zdrowi byli :)

Domandatiwa

Frog, stany depresyjne to ciekawe zjawisko. Można je tłumaczyć milionem powodów. Trudno wskazać jednoznacznie czynnik - z całą pewnością w życiu autora przyjmowanie leków nie było jedynym czynnikiem, który mógłby powodować zmiany nastroju. Dobrze, że ostateczenie w ogóle powiazał te fakty. W opowiadaniu, które nie zawiera wszystkich szczegółów życia, łatwo powiązać przyczynę ze skutkiem, ale w życiu możliwych przyczyn danej dolegliwości jest wiele. A zapisanych na ulotkach skutków ubocznych także jest niemało, przy czym tych, których jest mniej niż raz na 10 000 to już naprawdę się nie zapamiętuje.

SorryEverAfter Odpowiedz

To mi wygląda raczej na załamanie nerwowe, niż depresję, depresja mi się kojarzy bardziej z odczuwaniem głębokiego smutku i niskiego poczucia własnej wartości przez DŁUŻSZY czas, niż z niewyjaśnionymi, nagłymi napadami płaczu przez kilka dni. Dodatkowo z tego co wiem, to leki nie zawsze na nią działają, a jak już działają to najszybciej po 2 tygodniach (a czasem nawet po ponad miesiącu), dodatkowo na początku leczenia pogarszają wręcz stan chorego, więc to też nie takie proste, żeby wyleczyć to gówno. Różni lekarze wciąż łamią sobie głowę nad tą chorobą, bo okazuje się, że ludzki mózg jest na tyle złożony, że nie ma i nigdy nie będzie jednego skutecznego leku. Bo np. SSRI to są takie sobie leki, one nie leczą depresji samej w sobie, tylko troszeczkę "przykrywają" ją (chociaż na pewno dobrze, że są). Nigdy nie miałam depresji więc może doświadczenia dużego nie mam, ale po prostu interesuję się tym.

budyn4 Odpowiedz

A dokąd doszedłeś w 6 miesięcy?

Dodaj anonimowe wyznanie