#FRWnx

Będzie to krótki wpis, ale potrzebuję pomocy...
Dowiedziałam/-em się po X latach związku, że jestem już „nie potrzebna/-y”.
Jak udało wam się poradzić z rozstaniem/zerwaniem? Istnieją sposoby na uratowanie samej/-go siebie?
NiezbytSprytny Odpowiedz

Nastawia się człowiek na to, że życie bez tego kogoś to opcja lepsza, niż ciągłe użeranie się z partnerem/partnerką i jakoś przechodzi nad tym do porządku dziennego. Po czasie za to dochodzi do wniosku, że decyzja nie była zła i zadaje sobie pytanie, dlaczego to trwało aż tyle.
Można tu się jeszcze pokusić o wniosek, że jeśli ktoś już w związku jest, to szuka argumentów uzasadniających taki stan rzeczy i ignoruje drobne przesłanki wskazujące na to, że może to nie być dobra decyzja. Po upływie jakiegoś czasu, ludzie przestają "udawać", że stanowią wyższy standard człowieka, mam tu na myśli te drobne, albo nie całkiem drobne zmiany, jakie można zaobserwować u swoich partnerów/partnerek, jak na przykład to, że na pierwszej randce strony nie przeklinają, odnoszą się do siebie z należytym szacunkiem, jeśli mowa o piciu alkoholu, to prezentują się jako osoby umiarkowanie pijące, jeśli palą to czasem twierdzą, że zamierzają rzucić. Jak tego typu kwestie wyglądają pół roku później, to już pewnie wszyscy wiemy, ale moim zdaniem to ten zakłamany obraz siebie, jaki tworzymy na początku i kontrast jaki powoli wyłania się w miarę upływu czasu, jest jednym z istotniejszych czynników doprowadzających do rozstania.

bazienka Odpowiedz

mi ostatnio pomoglo stwierdzenie, ze to strata tej osoby i to ona jest gnojem, nie ja
poczucie odrzucenia zastapilam zloscia i rozczarowaniem, latwiejszymi w przezyciu emocjami, przeszlo mi od razu

Iguannna Odpowiedz

1. Zmiana pracy
2. Imprezy
3. Odnowienie kontaktów z całej listy na fb
4. Wyjazdy
5. Terapeuta
6. Praca nad swoją psychika „jeszcze bedzie żałował”
7. Wrzucanie mnóstwo fot na insta z imprez, wyjazdów itd pod ukrytym tytułem „w sumie lepiej dla mnie wyszło, bawię się jak nigdy”
8. Jego telefon - czy ma jeszcze u mnie szanse. Nie, śmieciu, już nie masz.
Trzymam kciuki!

Dodaj anonimowe wyznanie