#8ntNa

Historia zdarzyła się jakieś 10 lat temu.

Miałem kiedyś kolegę, nazwijmy go Bobek.
Bobek nie miał łatwego życia. Sam nie był też „łatwym” dzieciakiem, ale wcale mu się nie dziwię – rodzice po rozwodzie, ojciec alkoholik. Nikt za bardzo się nim nie interesował, wydaje się, że nawet rodzice za bardzo go nie chcieli. Skąd ten wniosek? Bobek nie miał stałego miejsca zamieszkania. Mieszkał z tatą, któremu ostatecznie się znudził, później z mamą, która też miała go już dość, później z babcią, która ostatecznie wyrzuciła go z domu. W międzyczasie alkohol, narkotyki do bólu, problemy z prawem i parę prób samobójczych. Przez część tego sam przechodziłem, byliśmy w tym samym towarzystwie, ale ja miałem wsparcie rodziny, on nie.

Bobek po swojej drugiej wizycie w psychiatryku dowiedział się, że nie ma już gdzie mieszkać. Nikt z rodziny nie chciał go już przyjąć. Zadzwonił więc do swojego przyjaciela, Ziutka. Tak się składa, że razem z Ziutkiem wynajmowaliśmy mieszkanie na studiach. Ten więc zagadał do mnie i zgodziliśmy się, że Bobek może zostać u nas, a my pomożemy mu się ogarnąć i znaleźć pracę.

Nie było łatwo, bo uzależnienie robi swoje, a po używkach Bob miał skłonności samobójcze, więc trzeba go było cały czas pilnować. Zakupy robiliśmy my, on nie miał pieniędzy i nie chcieliśmy mu ich dawać, bo w najlepszym wypadku pójdą na wódkę, zresztą sami byliśmy biednymi studentami. Po paru tygodniach wydawało nam się, że jest coraz lepiej. Bobek stawał się bardziej aktywny, nawet miał już ustawioną rozmowę o pracę. Nie pierwszą, ale jedyną, która nie skończyła się na rozmowie telefonicznej.

Pewnego wieczoru wpadł do mnie kumpel, postanowiliśmy zapalić sobie parę blantów i pograć w gry. Nie siedzieliśmy z Bobkiem, był późny wieczór, a on był w innym pokoju. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to dla niego zbyt wielka pokusa. No więc siedzimy, coraz mniej wszystkim się przejmujemy i nagle zaświeciła mi się w głowie lampka – a gdzie Bobek? Ano w tym czasie, kiedy my tak beztrosko się bawiliśmy, on powiesił się na klatce schodowej, używając mojego paska. Przeżył. Pasek się zerwał, klamra nie wytrzymała i kolega wylądował na podłodze, roztrzaskując sobie głowę. Pogotowie wezwała sąsiadka.
Wiem, że nie jestem jego rodziną, że to nie do mnie powinien należeć obowiązek pilnowania, żeby nic sobie nie zrobił, ale... ale ja się na to zgodziłem, to ja obiecałem, że mu pomogę i zwyczajnie o nim zapomniałem, bo moje własne uzależnienie było ważniejsze.

O dziwo, historia ma całkiem pozytywne zakończenie. Dziś mija nasza 20 rocznica ślubu...
A tak serio – Bobka uratowała miłość. Po wyjściu z kolejnego szpitala psychiatrycznego po tej próbie Bobek wyjechał za granicę i tam znalazł swoją lubą. Na historie ze szpitala brak znaków.
Vito857 Odpowiedz

Przyjmowaliście w domu gościa, o którym wiedzieliście, że ma problem z uzależnieniem, a sami kopciliście blancika w pokoju obok?
Nic tylko pogratulować umysłów.

pantarei

No debile, racja. Powinni mu pozwolić zostać głodnemu na ulicy albo rzucić się z mostu. Jak śmieli go przyjąć pod swój dach, karmić i niańczyc

rocanon Odpowiedz

Historia zdarzyła się jakieś 10 lat temu.
Dziś mija nasza 20 rocznica ślubu...
Zdecyduj się, czy akcja działa się 10, czy 20 lat temu.

Xanx

To był żart, nawiązanie do miliona wyznań tutaj...

Gilbert24

Naucz się czytać heh

Hvafaen Odpowiedz

Jak chorym trzeba być by brać narkotyki przy uzależnionym, który ma myśli samobójcze? By pogorszyć jego stan?

pantarei

Jak chorym trzeba być, żeby pluć jadem na osoby, które wyszły poza strefę komfortu i prawie (albo i doslownie) od ust sobie odejmowały, zeby pomóc bliskiemu? Tym bardziej, że mowa o osobach, które same były uzależnione i tego nie ukrywały. Jakby jeszcze mu tego blanta do buzi wpychali - zrozumialbym oburzenie. Nie byli mu NIC(chyba) winni. Na pewno nie wewnętrzną przemianę i abstynencję

Runin Odpowiedz

Fajne, pozytywne zakończenie.

Dodaj anonimowe wyznanie