#qipk8
Kłótnie zazwyczaj kończyły się to groźbami, że on się zabije, tak bardzo mu zależy. Wpadał ze skrajności w skrajność, raz byłam dla niego piękna, za chwilę byłam grubą dziwką, która i tak nie znajdzie sobie nikogo innego. Nikt z mojego otoczenia, przyjaciół, czy nawet rodziny mi nie wierzył, gdy próbowałam znaleźć wsparcie. Przecież on jest taki wspaniały, dba o ciebie...
Gdy przypadkiem dowiedziałam się, że on chce mi się oświadczyć, doznałam olśnienia. Tak, dopiero wtedy. Strach przed tak poważną deklaracją zmotywował mnie do działania. Ze studiów zaocznych po kryjomu przeniosłam się na dzienne, bardzo szybko załatwiłam sobie miejsce w uczelnianym akademiku. O zerwaniu poinformowałam go, gdy byłam już zakwaterowana w nowym miejscu. Po prostu uciekłam.
Rodzina odwróciła się ode mnie, on groził i prosił. Na wszystkie sposoby. Byłam nieugięta. Odłożone pieniądze i stypendium socjalne pozwoliły mi na bycie niezależną. W drodze uczelnia-akademik zawsze ktoś mi towarzyszył. Ścięłam te cholerne włosy, stałam się naprawdę szczęśliwa.
Po kilku miesiącach on dał sobie spokój, znalazł inną, młodszą. Pogodziłam się z rodziną, która dalej jednak nie rozumiała, że uciekłam od tak wspaniałego faceta. Przecież mogłabym być już szczęśliwą żoną. Nie miałam już sił słuchać tego, jaka to jestem niewdzięczna. Postanowiłam więc udowodnić im, jak jest naprawdę, gdy on niespodziewanie napisał mi, że żąda, abym oddała mu jego rzeczy zostawione w moim domu.
Zgodziłam się, przyszedł o ustalonej godzinie, a gdy tylko mimochodem zapytałam, czy pasuje mi moja nowa fryzura - wybuchł. Serii wyzwisk nie chcę tu nawet przytaczać. Nie widział tego, że w pokoju obok są moi rodzice, którzy jednocześnie nie byli świadomi jego wizyty - do czasu.
Reakcji ojca chyba nie muszę wam opisywać.
Powiem krótko - w końcu otrzymałam wsparcie i miłość od najbliższych. Zrozumieli, a ja im wybaczyłam.
PS. Z kolegą, który często pełnił funkcję mojego ochroniarza w drodze na uczelnię niedługo będziemy obchodzić naszą piątą rocznicę ślubu.
Strasznie przykre, że rodzice nie wzięli Twojej strony tylko zupełnie dla nich obcego typa.. Fajnie, że znalazłaś w sobie siłę i zakończyłaś znajomość :).
Trochę jak narcyz-psychopata. Dobra decyzja. Takie typy NIGDY się nie zmieniają.
Skąd wiesz że NIGDY się nie zmieniają???
Koleś chyba miał jakieś borderline albo inne zrycie osobowości. Dobrze, że się z tego wyplątałaś. Życie z taką osobą jest trudne, a jeszcze trudniejsze jeśli taka osoba nie chce zrozumieć, że coś z nią nie tak.
Ta chorobliwa zazdrość ma nazwę. To "syndrom Otella". Z reguły nie kończy się to dobrze. Więc dobrze zrobiłaś, że go zostawiłaś.
Nie cierpię ludzi narzucającym na siłę swoją wolę. Nie cierpię ludzi o skrajnych poglądach - oj chyba jestem maruda.
Maruda cierpietnik? Cierpki maruder?
Ciebie też nikt nie może ścierpieć, więc jest po 1.