#jK7i6
Mam padaczkę lekooporną - byłam dzieckiem, napady nasilały się stopniowo, lekarz w małej miejscowości postawił błędną diagnozę. Nie klasyfikowałam się na operację, były to trochę inne czasy i za późno trafiłam do dobrych specjalistów. Moi rodzice nigdy się jednak nie poddali, próbowali wszystkiego, w końcu trafili do specjalisty w stolicy, który nie stwierdził chorób współistniejących (inni tak) i zlecił rygorystyczną dietę do końca życia - ketogeniczną. Polega to na tym, że główny składnik diety to zdrowe tłuszcze (80%), potem białka (15%), węgle na końcu (5%). Zaczęłam żyć „tłuszczowo” od jakiegoś 8 roku życia. Początki były trudne, ale gdy częstotliwość ataków malała, to przekonałam się że warto. Ta dieta nie była jeszcze modna jak teraz, mama spędzała dnie w księgarniach, jeździła do dietetyków, tato szukał zagranicznych pozycji z przepisami a potem płacił za tłumaczenia ich. Ale daliśmy radę. Teraz jest dużo łatwiej, w Internecie roi się od przepisów.
W szkołach większość osób o tym wiedziało, czasem zdarzały mi się ataki podczas lekcji, przyjeżdżała karetka. Żyłam z łatką dziewczyny z padaczką. Poza kilkoma przyjaciółmi jeszcze z 1 klasy, ciężko było mi się z kimś nowym zakumplować, bali się ze mną wyjść, bo jeszcze coś się stanie, bo się przewrócę, to samo zaprosić do domu (tu rodzice robili więcej problemów niż ich dzieciaki oczywiście).
Obecnie żyję normalnie, pilnuję to co jem. Ostatni, słaby atak miałam w 2017 r.
Mięso przy tym jest głównym składnikiem mojej diety. Jem raz, dwa razy dziennie, bo te posiłki są bardzo syte. Na uczelnię biorę jakąś przegryzkę typu orzechy pekan, oliwki, boczek, czy avocado. I nie chciałam nikomu mówić, że choruję, nie chciałam znowu być na uboczu. Więc gdy przyszło do jakiś wyjść do restauracji, mówiłam tylko, że jestem na diecie keto, że to z wyboru. I zaczęło się. Dziewczyny z grupy nazwały mnie „neandertalczykiem”, moją dietę prymitywną. Zaczęły wysyłać mi filmy o złym traktowaniu zwierząt, polecać pseudo naukowe filmy o zaletach bycia weganinem. I o ile myślałam, że jeżeli będę im skrupulatnie odmawiać, tłumaczyć, że nie uważam sera z oleju palmowego czy sojowych parówek za nic zdrowego to dadzą mi spokój. Ale nie. Znowu stałam się jakoś głupio popularna, bo jem tłuste (co nie oznacza tylko mięso - to oliwa, masło, smalec) . Puszczają teksty „nie spróbujesz, to nie wiesz czy Ci nie posmakuje”. A ja od 3 lat nie miałam ataku i nie mam zamiaru jeść w moim mniemaniu przetworzonego syfu (czytał ktoś skład tych wege frykasów...?) Byłaby możliwość bycia na diecie keto i bycia weganinem, ale to i tak teraz wymaga ode mnie sporo wyrzeczeń i pilnowania makro składników każdego posiłku.
Bardzo wkurzają mnie weganie, którzy wszystkich chcą namówić do swojej diety...
"Ja Ci do talerza nie zaglądam, więc odpie*dol się od mojego". Prościej się chyba nie da.
Z jednej strony rozumiem argument, z drugiej to trochę jak mówienie "ja się nie wtrącam w to, że nie bijesz swoich dzieci, to ty nie wtrącaj się w to, że ja biję swoje". Oczywiście nie usprawiedliwiam rzucania obelg pod kontem autorki, ale jednak nie da się postawić znaku równości między jedzeniem a niejedzeniem mięsa.
Porównanie trochę kiepskie - bicie dzieci vs. spożywanie wybranych posiłków. To pierwsze krzywdzi osoby postronne (tj. dzieci) i wręcz są instytucje służące do interwencji w takich przypadkach, drugie nie krzywdzi nikogo - Autorka ma prawo jeść lub nie, co tylko zechce i nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien się wtrącać, zwłaszcza, że ona tą dietą ratuje swoje zdrowie, a nie je niszczy.
Przemysłowy chów zwierząt je krzywdzi jak najbardziej - oddzielanie młodych od matek, zamykanie w ciasnych boksach wiele osobników naraz, sztuczna inseminacja, a w końcu ubój, czasem na oczach innych zwierząt.
A wiesz co Ci na to odpowiem? Ja Ci do talerza nie zaglądam, więc odpie*dol się od mojego. I Autorki. Idź ze swoim wege fanatyzmem gdzieś indziej.
Zwyczajnie odpowiedziałam na argument, nie trzeba pokazywać agresji. W twoim komentarzu jest fragment, że jedzenie mięsa nie krzywdzi nikogo, ja dałam znać, że moim zdaniem krzywdzi. Bez wyzwisk, bez obelg. Nie sądzę, żeby dało się to zakwalifikować do fanatyzmu, ani nie sądzę, ze chociaż to internet, wypadało mi powiedzieć, żebym się od*pierdiliła.
No dobra, to zamiast porównania z biciem dzieci napiszę "ja się nie czepiam, że dobrze traktujesz swojego psa, to ty nie czepiaj się tego, że ja swojego trzymam na krótkim łańcuchu, głodzę i biję". Wiadomo, cierpienie ludzi jest gorsze niż cierpienie zwierząt, ale jakoś ciężko mi uznać, że zupełnie się nie liczy.
W dalszym ciągu porównujesz to samo, zamienione zostały tylko krzywdzone dzieci na krzywdzone psy. Versus prawo do wybierania sobie posiłku wedle swojej woli. To się w dalszym ciągu nie klei.
JanekSnieg - żeby się nie kłócić. Rozumiem, że bardzo chcesz, żeby ludzie przestali jeść mięso, bo Ty tego nie robisz. Rozumiem, że leży Ci na sercu los przemysłowych zwierząt. Żyj w zgodzie ze swoimi wartościami - ale daj innym żyć według ich przekonań. Nie chcesz, żeby ktoś Ci na siłę kotleta na talerz kładł i nikt tego nie ma zamiaru robić. Ale w drugą stronę też to powinno działać.
Ja jem mięso, ale zgadzam się z @JanekSnieg. Żyjemy w świecie, w którym bicie pieska to przestępstwo i jest powszechnie piętnowane, a brak reakcji potępiany. Za to zarzynanie małych krów jest powszechnie akceptowane, a jak ktoś zwróci na to uwagę, to ma się od*ierdolic ze swoim fanatyzmem. Nie ma w tym logiki 🤷♀️
Innanitka - wierz mi, daleko mi do wojującego wegeterrorysty. Chodzę ze znajomymi do restauracji i barów, nie umoralniam, nawet nie wypowiadam się na ten temat chyba że któreś z nich pierwsze zacznie rozmowę. Tylko mam wrażenie, że dla części wszystkożerców samo wyrażenie opinii o tym, że wedlug mnie to nie jest wszystko jedno, równa się atakowi i "wp**rdalaniu się", zostało porównane przez Ciebie to nakładania komuś siłą kotleta na talerz. Moim zdaniem każdy ma pełne prawo do własnych poglądów, ale jeśli ktoś reaguje agresją na spokojnie wyrażony inny punkt widzenia to coś jest nie tak. Skoro uwazasz, że jedzenie mięsa jest neutralne moralnie, naprawdę chętnie o tym porozmawiam, ale takie zatykanie sobie uszu rękami za każdym razem jak pojawia się jakiś temat daje mi poczucie, że jednak ktoś nie czuje się pewnie ze swoją decyzją. Może tylko mi się wydaje.
to im powiedz ze masz padaczkę?
Popa jakie proste!
Zaczną ją "leczyć weganizmem. Będą teksty, że to przez mięso, a one są wege i nie chorują
lepiej by powiedziala, ze to dieta ustalona przez lekarza, nie musi mowic, na co
argument autorytetu
Wolfdzban, ale autorka nie chce wszystkim opowiadać o swojej chorobie. I ma do tego pełne prawo, bo to informacje dotyczące jej stanu zdrowia. Też bym nie chciała, aby wszyscy dookoła wiedzieli na co choruje.
Ale bazia dobrze mówi. Wystarczy wyjaśnić, że lekarz kazał tak się odżywiać i tyle 🤷♂️ A jak dalej będą się naprzykrzac, urwać znajomość. Co za problem.
A ja zaś kocham ludzi, którzy mnie nękali pół życia bo nie lubię większości mięs. Zwyczajnie, od dziecka, nie lubię ich smaku i faktury. Zawsze to wciskanie na siłę "jak ja zrobię to ci posmakuje", "jak to kiełbaski z grila nie zjesz? nie wydziwiaj". Później było oskarżanie, że chce być modna i udaje wege a szynkę wpie**dalam. Do tego problemem zawsze są porcje. Próby wmawiania mi, że muszę więcej jeść bo jestem za chuda (nie, jestem przeciętna jeżeli patrzymy w proporcji waga i wzrost)
Każdy rodzaj żywieniowego terroryzmu jest zły, a nawet może być szkodliwy.
No, nie zawsze boruta. Napisałam, większości. A to znaczy, że są rodzaje mięsa, które jem ze smakiem. Jest to jednak ograniczona gama.
A co do opisanego przypadku - zależy na kogo trafisz i to czy jego słowa to prawda czy pozerka. U mnie by to nie przeszło.
Ja mam tak samo, uwielbiam kurczaka i indyka, cała reszta mi nie smakuje, a smak wieprzowiny wywołuje u mnie mdłości.
Mnie brzydzi wołowina. Słowo daję - nie dam rady zjeść.
tygrysku mialam podobnie, moze nie nie lubilam miesa wcale ( bo np. taki kurczak w jablkach czy z kfc do zis mnei pokonuje), ale nie stanowi ono dla mmnie super atrakcyjnego posilku- ot jak gdzies ide na proszony obiad lub zamawiamy wspolnie np. pizze i jest tam mieso, to zjem, ale sama siegam po nie rzadko- i tez takie ni przypiac ni przylatac i wielkie zdziwienie ze nie jestem wege ( bylam 6 lat, ale kurczaki z kfc wygraly ;) )
boruta, kiedys zrobilam spaghetti z zacierki sojowej takie, ze moj narzeczony i wspollokator pytali, gdzie ja takie dobre mieso kupilam ;)
co do wymiotow... raz zjadlam nieopatrznie makaron usmazony z warzywami na oleju pozostawionym na patelni po smazeniu kielbasek przez brata, 2 dni to odchorowywalam
Sokoli, tylko ze świnki.
bazik, narzeczony? Jakieś zaręczyny były? Pierwsze widzę takie określenie w Twoich wpisach. Z góry wybacz mi wścipstwo.
Wrath, kojarzysz typa, o ktorym pisalam, ze 6 lat mnie zdradzal i nikt mi nie powiedzial? no to wlasnie ten pan ;p byly zareczyny, byla data slubu, a po zakonczeniu zwiazku dowiedzialam sie, ze ostatnie pol roku to byla separacja ( no jesli w separacji mowi sie sobie i zostawia karteczki "kocham cie" i planuje wspomniany slub, to pewnie byla...)
moze wyrazilam sie nieprecyzyjnie- powinnam byla napisac owczesny narzeczony ;)
o prosze ludzie sugeruja sie wymienionymi przeze mnie wariantami ksywki :) mile to :)
Aż tak to nie kojarzę xd ale ten narzeczony jakoś rzucił mi się w oczy.
Tak samo u mnie bazia, mój facet kocha mięso. Na początku był sceptycznie nastawiony do moich 'dziwact'. A teraz ślini się na myśl o spagetti z sojowym/pszennym białkiem teksturowanym. I czasem sobie razem jemy coś wege, a czasem coś mięsnego. Taka harmonia trochę.
A historia z narzeczonym zbija z nóg!
Trafiłaś na jakieś wege-bojówki. Siostra miała takich terrorystów wśród znajomych. Nie można było wyciągnąć i zjeść kanapki z szynką przy nich, bo od razu było wycie.
jestem okropna, zarlabym patrzac im w oczy
mialam tez taka, podchodzila do ludzi i syczala do ucha "jesz trupa"
Co Ty, jeszcze zarobiłabyś sierpowego. Nie doceniasz ich.
U mnie by to się skończyło wizytą w szpitalu. Ich oczywiscie.
Chyba żyję w jakimś innym świecie.
Jem mięso, bo lubię, nie jestem na żadnej diecie. Mam wokół siebie wegetarian i wegan, wszyscy wiedzą, że moim ulubionym warzywem jest kurczak ;) ale nikt nigdy nie próbował nawrócić mnie na swoją dietę, nikt nawet nie skomentował moich upodobań kulinarnych. Jedna znajoma ugotowała mi kiedyś jakiś swój wegański zamiennik na spróbowanie, ale mi nie smakowało, więc nie naciskała.
Ja wiem, że są ludzie jak w wyznaniu, ale że aż tyle ich w jednym miejscu?
no bo masz przy sobie normalnych wegan i wegetarian... ;)
Zabawne, że tacy ludzie nie widzą filmów z plantacji ich jedzenia ani warunków pracujących na nich pracowników.
Wojujący wege są zje$ani
To też prawda. Kwestia podejścia ludzi, a nie samego jedzenia.
-Nieźle tańczyłaś wczoraj te bredgensy
-Mialam padaczkę stary zjebie
Fanatyzm w każdej postaci jest zły.
Nie wiem jakiej firmy wege parówki znasz, ale ja trafiłam na trzy rodzaje (białko grochu, soja, białko kurze) i wszystkie skład miały naprawdę elegancki, sojowe miały sporo soli, ale raczej mało składników, proste przyprawy, bez tablicy Mendelejewa na opakowaniu.
Czy masz prawo jeść jak chcesz? Owszem. Ale powinna być to decyzja świadoma. Spotkałam masę ludzi, którzy prawie sadzili, że mięso to rośnie na sklepowych półkach, że zwierzęta na mięso hoduje się na zielonych łąkach jak na reklamach, zabija się humanitarnie i generalnie cud miód i orzeszki. Wybór mięsa w diecie, zwłaszcza w zawrotnej ilości, źle wpływa na środowisko, plus wspiera obrzydliwy i okrutny chów przemysłowy.
Ja nie robię wykładów znajomym, którzy jedzą mięso, tak jak nie marudzę jak ktoś nie segreguje śmieci, rzuca papierki na ulicę czy karmi swoje zwierzęta w nieodpowiedni sposób, ale trochę rozumiem osoby, które to robią. A Ty najzwyczajniej powiedz takim osobom swoją sytuację. Co Ci szkodzi?
Ja myślę że tu chodzi o typ ludzi których spotkała. Tu żadne wyjaśnienie nic nie da bo dla nich jest potworem.
To ten typ który jest nadgorliwy
powiedz im po prostu, ze to z powodow zdrowotnych i tyle
jesli nie ogarna, to sie z tymi pustakami nie zadawaj
co to w ogole ma byc, ze ktos ci wmawia, co mas zmiec na swoim talerzu? jesz co chcesz, co lubisz ( zadne namawianie nie zmusi mnie do zjedzenia twarogu), mozez miec jakies alergie, choroby wlasnie i spoko, mozna zaproponowac nowe smaki, odmiane, ale jesli ktos konsekwentnie odmawia, to ma jakis powod i trzeba to uszanowac
Naprawde myslisz, ze to cos da? Pozatym, z jakiej racji ktokolwiem ma sie usprawiedliwiac jakims "wszom lonowym" z tego co ma na talerzu?
Nawet jesli "łaskawie pozwolą" to przeciez nadal stwarza to pewien precedens i kreuje kulture w ktorej (jakby niebylo najwieksze, deb* i zje*) moga narzucac innym *czy moga zyc* oraz na jakich zasadach...
wiesz ja bym odstrzelala mentalnie takie towarzystwo, bo po co mi pustaki, ale autorka ma potrzebe afiliacji