#hBs4Y

Z początku od razu ostrzegam Was, że będzie historia, w którą do dziś jest mi trudno uwierzyć i wspominam ją z dużym podziwem. Otóż  mieszkam w niewielkim miasteczku (15-20 tys. mieszkańców), a moja droga do pracy opiera się na wejściu w samochód, dojechaniu do ulubionego marketu po trochę prowiantu i jadąc po zakupach przez kilka kilometrów krajową docieram do warsztatu.

Pracuję codziennie, więc przy markecie jestem dzień w dzień. Zawsze przed wejściem koczują tam mężczyźni proszący często o jakiegoś piątaka na chleb. Jest ich raptem trzech, czasem może czterech. Rozmawiałem sobie kiedyś z nimi i dowiedziałem się, że ich zakład pracy się spalił, a oni po całej akcji śpią i żebrzą pod sklepem, przy okazji szukając pracy i tułając się na zmianę po punktach PUP. Nie zarabiam wiele i nie każdemu chleb kupię, bo zwyczajnie mnie nie stać, tak każdemu z facetów dam zawsze po złociszu, by mieli bochenek "na spółę" i nic się nie zmarnowało. Sam schemat sytuacji trwa już dobre kilka miesięcy, co dzień, dlatego zdziwiłem się, gdy panów nie było jeden dzień, potem drugi, trzeci, w końcu tydzień. Obawiałem się o to, że może zachorowali, może gdzieś wyjechali albo coś im się stało. Jednak moje wątpliwości zostały rozwiane po ok. miesiącu od braku obecności tych osób pod marketem.

Wsiadając do auta po zrobionych zakupach zauważyłem kopertę pod wycieraczką. Otwierając ją, moim oczom ukazał się list i 400 złotych. Z jednej strony wiecie, cieszyłem się, bo zawsze dodatkowe pieniądze to jest coś i na pewno się przyda, ale nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że ktoś dał mi ot tak 400 złotych w kopercie. Wymyślałem na szybko w głowie cokolwiek, by jakoś racjonalnie to wytłumaczyć, dopóki nie sięgnąłem po list.

Jak już pewnie większość czytelników się domyśla, list podpisany był przez owych trzech panów, a jego zawartość to; "Drogi towarzyszu, od dłuższego czasu przeznaczałeś swoje pieniądze na to, byśmy nie padli z głodu. W końcu, gdy załapaliśmy pracę w fabryce w *nazwa miejscowości oddalona od mojego miejsca zamieszkania o ok.20 km* i dostaliśmy pierwszą wypłatę, postanowiliśmy podzielić się nią z Tobą, tak jak Ty robiłeś to przez ostatnie długie miesiące z nami. Dziękujemy i szczęścia życzymy".
Przyznaję, łzy napłynęły mi do oczu i po pracy migiem pojechałem do wyżej wymienionej fabryki, by panom za ową przysługę podziękować, bo kwoty przyjąć nie chcieli w żadnym wypadku. Skumplowaliśmy się i zyskałem naprawdę pokaźną lekcję życia odnośnie pomagania innym choćby tą śmieszną kwotą trzech złotych, która dla kogoś innego może być wynagrodzeniem za cały dzień spędzony pod sklepem żebrząc. Dlatego pozdrawiam wszystkich Anonimowych i rada na przyszłość: jak wiecie, że ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, to pomagajcie :)
AjHejdDisGejm Odpowiedz

Też bym się czasem podzielił złociszem na chleb, ale każdy napotkany żebrak chce złocisza na piwo ;-;

Ultraviolett

Nie samym chlebem czlowiek zyje.

bazienka Odpowiedz

kupowalabym im ten cheb zamiast dawac hajs
fajnie, ze tak to sie skonczylo i panowie znalezli prace, zamiast okazac sie zawodowymi pasozytami

Velasco Odpowiedz

Więc te historie z samochodami Rydzyka od bezdomnego to może prawda.

Matias124 Odpowiedz

Historia ciekawa, jak najbardziej może być prawdziwa. Widać, że tym mężczyznom po prostu nie pasował taki tryb życia i coś z tym zrobili w przeciwieństwie do większości ludzi na ulicy.

bazienka Odpowiedz

list otwieral koperte? ;)

Dodaj anonimowe wyznanie