#P4YqQ
Gdy byłam mała i słyszałam, że ciotka jest w szpitalu, pytałam o przyczynę. Babka mówiła, że ciotka zjadła za dużo kiszonych ogórków. Dlatego bałam się jeść je, żeby nie trafić do szpitala. Któregoś razu mama się wnerwiła i uznała, że nie warto kłamać. I bardzo dobrze, bo kiedyś musiałam się dowiedzieć. Ciotka bywała niebezpieczna. Mieszkała w mojej miejscowości i często ją widywałam.
Gdy miałam jakieś 12/13 lat, zaczęłam się bać, że niedługo ta choroba może się ujawnić również u mnie. Liczyłam na to, że jeśli minie wiek, w którym ona zachorowała (jakieś 17/18 lat) i nic mi się nie stanie, to będzie dobrze. I rzeczywiście, wiek ten mam dawno za sobą i nie mam schizofrenii. Miałam wielkie szczęście. Jestem jednak dosyć depresyjną i znerwicowaną osobą, ale jakoś się trzymam. Moja najbliższa kuzynka ma 18 lat i podobno dzieje się z nią coś złego. Słyszałam (bo nie mam kontaktu z tą kuzynką), że się tnie, grozi samobójstwem, wymusza wszystko i leży, nic nie robiąc. Chyba zupełnie normalny jest tylko jej brat. Chora ciotka nie ma dzieci, ale jeśli chodzi o dzieci jej rodzeństwa, to wszystko w porządku jest tylko z jednym wnukiem na troje. Gdybym miała siostrę - schizofreniczkę, to chyba bym się nie zdecydowała na dzieci. Martwię się, że te geny mogą być zakodowane w rodzinie i że moje dzieci też by miały to, albo jakąś inną dolegliwość.
Gdy miałam te 12/13 lat i korzystałam ze szkolnej toalety, zastanawiałam się, czy na pewno jestem w toalecie, czy może gdzie indziej, ale mam urojenia. Ciotce zdarzyło się załatwić na szpitalne łóżko, bo nie kontaktowała. Żyłam ileś lat w stresie. Mierzyłam się z tym sama. W pewnym momencie nawet zastanawiałam się, czy nie popełnić samobójstwa, gdybym zachorowała, bo co to za życie? Renta, stygmatyzacja społeczna i urojenia. Cieszę się, że mieszkam już w innym mieście i nie jestem z nią kojarzona. Gdy moja mama poszła na urlop zdrowotny, jakaś babcia w sklepie pytała ją, czy na głowę. Otóż, nie, ale i tak wkładają nas do jednego wora.
Teraz, po wielu latach, czasem w toalecie przypominam sobie moje zastanawianie się sprzed lat i tylko cień myśli przechodzi mi przez głowę: "A co, jeśli to nie jest toaleta?".
Okropnie chaotycznie napisane... Ale jedno mnie zastanawia, czy skoro ty jesteś "dosyc depresyjna i znerwicowana" i ogólnie po rodzinie chodzą jakieś psychiczne problemy, to czy chodzicie do psychologów i psychiatrów jak coś się dzieję? Czy sami się diagnozujecie kontynuując stygmatyzacje chorób psychicznych i zamykając się w domach. Nie chcę cię urazic Autorko, ale po prostu z tego wyznania właśnie wylewa się ogromny lęk że ty też może jesteś chora, a jakbyś chodziła na terapię to byś to mogła przegadać z terapeutą.
"Martwię się, że te geny mogą być zakodowane w rodzinie" - żyjemy w XXI wieku, mamy dostęp do internetu, medycyna jest na dość wysokim poziomie, a nadal są ludzie wierzący w autyzm poszczepienny i tacy, co nie wiedzą, że schizofrenia ma głównie podłoże genetyczne.
Żyjemy w XXI wieku, medycyna jest na takim poziomie, że na wszystko otrzymujemy leki z całym spektrum skutkow ubocznych, a na pytanie dlaczego? Jest odpowiedz: taka natura. Mamy XXI wiek, a nadal psychika człowieka jest traktowana co najmniej pobłażliwie i niewiele się mówi o tym jak silny ma wpływ na zdrowie człowieka i jakość życia
Jeśli zadajesz pytania, to jesteś szurem i płaskoziemcą.
Tu autorka, jak widać z innego konta. Wyraziłam się mało precyzyjnie. Wiem, że geny mogą być podłożem wielu chorób. Miałam w szkole biologię. Miałam na myśli, że nie wiadomo, u kogo z rodziny te geny się "ujawnią". Ciotka to siostra rodzica, jako jedyna z rodzeństwa jest chora. Nie wszyscy z tej rodziny są chorzy, nawet jeśli są rodzeństwem. Mając wiedzę z genetyki, i tak nie można przewidzieć na 100%, czy ktoś będzie chory. Jestem w przedziale wiekowym 20 - 30. Nie chodzę do psychologów i sama sobie radzę. Mam też oparcie w rodzinie. Gdy nie dzieje się nic złego w moim życiu, czuję się dużo lepiej. Chaos w wyznaniu odzwierciedla chaos w mojej duszy, gdy bałam się choroby. Teraz już jest lepiej. Pomogła mi wiara w to, że jak "przeskoczę" wiek, w którym ciotka zachorowała, to będę zdrowa. Paradoksalnie pociesza mnie też to, że podobno mój dziadek, którego nie zdążyłam poznać zawsze mówił, że ta moja chora ciotka nie jest jego córką. Znając moją babkę, jest to prawdoodobne. Wiele osób przyłapało ją na seksie, z różnymi osobami, nawet w zakładzie pracy. Babka rozwiodła się z dziadkiem, gdy dzieci były małe i mieszkała (po pół roku, po roku), kolejno z około 20 facetami. W naszej dużej wsi to był skandal. Jeśli ciotka jest przyrodnią siostrą rodzica, to część genów, może akurat tych złych, ma po kimś innym niż nasza wspólna rodzina. Ciotka się leczy. Moja kuzynka podobno też.
Ciotka była też źle traktowana przez swoją matkę. Była wyzywana nawet za kolor włosów. Od małego przejawiała objawy depresji. Gdy miała jakieś 5 lat, kładła się do łóżka i mówiła, że chce umrzeć. Miała i ma trudne życie. W dzieciństwie była też napiętnowana przez rówieśników, przez chorobliwą rozwiązłość matki. Ludzie ze wsi zabraniali swoim dzieciom bawić się z dziećmi rozpustnej kobiety, czyli mojej babki. Jedna kobieta ze wsi pobiła swoją córkę za kolegowaniem się z moim rodzicem. Teraz ma szacunek do mojego rodzica, bo jest on po studiach i wykonuje zawód zaufania publicznego, nie ma z nim żadnych skandali. W tej wsi my wszyscy jesteśmy ośmieszani i szczerze nienawidzę tej miejscowości.
I choć wiem, że moja rodzina jest obciążona, to może rodzina domniemanego biologicznego ojca mojej ciotki, czyli tej siostry mojej mamy, również była obciążona i tak się złożyło, że ciotka jest chora. A co do miejscowości, to wtedy była wsią, choć było tam więcej zakładów pracy niż obecnie. Nie wiem, po co nadano jej prawa miejskie. xD Teraz mieszkańcy mogą czuć się mieszczanami i niektórzy z dumą mówią o niej "miasto".
Nie wiem, ile masz lat, ale na schizofrenię można zachorować grubo po 30. Poza tym choroba nie u każde przebiega tak samo.
Nadal nie wiesz, że schizofrenicza „jest zakodowana w genach”? To nie jest choroba nabyta.
Już jej bardziej nie panikuj. Niech lepiej poczyta o genetyce, a potem zbierze się na badania i tyle
Aha, prawdopodobnie nawet sobie nie wyobrażasz, jak to jest zyć w takim strachu
Ona żyje w ciągłym stresie, czy nie zostanie pobita przez swojego samca alfa-alfa :)
sprawdź sobie pojęcia derealizacji/depersonalizacji - to zaburzenie wywołane traumą i stresem. nie przjemuj się genami, żyj, ciesz się zyciem i idź do dobrego psychoterapeuty. Coś jest co powoduje w Tobie to uczucie jak np w toalecie. Ja też tak miałam. Po wyleczeniu traum mija. Trzyma się ciepło ;)
Schizofrenia jest dziedziczna. A, w zasadzie, to kwestia genu, który w trakcie życia może się pod wpływem różnych czynników uaktywnić, albo pozostać w uśpieniu. Sytuacja jest prosta. Albo "ciotka" to żona Twojego wujka - czyli kobieta spoza linii krwi. Albo to siostra Twojej mamy bądź ojca...a wtedy, na Twoim miejscu, unikalnym używek i skontaktował się z psychiatrą.
To dlatego nie pijesz alkoholu...no ale nie wiadomo czy jakoś Cię to uchroniło :) masz niezłe haluny, widzisz wszędzie pedofilów i wydaje Ci się, że prowadzisz teatr.
Ale Umbriel bardzo prawidłowo to napisał. Rzeczywiście przyczyna schizofrenii jest dziedziczna i, jeśli ma się w bezpośredniej linii krwi osoby z historią choroby, to warto na siebie uważać i być w kontakcie z psychiatrą.
Ale ja nie neguję relacji schizofrenii i genetyki.
Poszukaj literatury związanej z tematyką traum rodowych