#FHzRw

Od razu po liceum przeprowadzałam się razem z moją przyjaciółką do mieszkania, które dostałam w spadku. Mieszkało się nam razem świetnie. Jedna uczelnia, jeden kierunek, te same zainteresowania, daleko od rodziców - żyć nie umierać. Przechodziłyśmy też etap bycia ze sobą, po czym po pół roku stwierdziliśmy, że fajnie jest, ale obie chcemy mieć chłopaków. Lata mijały, obie spotkałyśmy "tych jedynych", skończyliśmy wszyscy studia, poszliśmy do pracy. Był moment, że przyjaciółka razem z chłopakiem zastanawiali się, czy nie powinni się wyprowadzić, jednak wszyscy doszliśmy do wniosku, aby oszczędzali na wkład własny w kredyt, zresztą mieszkanie duże, każda para miała własną łazienkę, więc nie było potrzeby się spieszyć. W międzyczasie obie wyszłyśmy za mąż.

Kiedy przyjaciółka z mężem załatwiali ostatnie procedury i już mieli się wyprowadzić, sprzedawca się rozmyślił, a później zaczęło się lawinowo wszystko psuć. Okazało się, że jej mąż ją zdradzał, więc się wyprowadził, a później zachorowała na nowotwór złośliwy. To była dla wszystkich ogromna tragedia. Długo można by pisać, jak ciężko było jej, jak i nam (mnie i mężowi). Jednak i ja zaczęłam się źle czuć po jakimś czasie. Wysychała i pękała mi skóra. Wypadały mi włosy, zrobiłam się niesamowicie blada, nie miałam siły na nic. Wymiotowałam, miałam krwotoki z nosa itd. Poszłam do lekarza, wyniki badań krwi słabe. Po czym zaczął się szereg innych badań - szpik, rezonanse, itd. Nic nie wychodziło, poza nasiloną anemią i innymi odchyleniami w wynikach badań krwi o niewiadomym podłożu. Poszłam do szpitala na obserwację, lekarze tylko drapali się w głowę, dopóki nie odwiedziła mnie przyjaciółka w trakcie obchodu. Na drugi dzień lekarz mnie zabrał do gabinetu i z grozą w głosie zapytał się odkąd mam myśli samobójcze i biorę (tutaj nazwy wielu leków). Nie miałam pojęcia o czym mówił...
Okazało się, że przyjaciółka mnie truła swoimi lekami (chodziła po różnego rodzaju onkologach i przepisywali jej najróżniejsze proszki, bo płakała, że zgubiła opakowanie danego leku). Rozgniatała te leki i wysypywała w dużych ilościach do moich odżywek białkowych czy do kawy rozpuszczalnej (takiej z mlekiem), którą piłam tylko ja, bo reszta piła kawę z ekspresu. Dużo by wymieniać co robiła, żebym tylko poczuła się gorzej.

Nie mogę sobie wybaczyć, że tego nie wyczułam. Wiele razy dziękowałam temu lekarzowi za spostrzegawczość.

Nie wniosłam zarzutów. Wróciła do rodziców i urwałam z nią kontakt. Mimo tego, że skrzywdziła mnie bardzo, to ze względu na te 20 lat przyjaźni po prostu odpuściłam.
Bluepurple Odpowiedz

Przecież ta kobieta jest zagrożeniem dla innych, to powinno zostać wyjaśnione przez sąd, aby wysłać ją do wariatkowa.

WrozkaSmierci Odpowiedz

Powinnaś to gdzieś zgłosić. Mogła cię przyprawić o poważny uszczerbek zdrowia lub zabić

bazienka2

Ona próbowała autorkę zabić, a ta to naprawdę zostawiła ot tak?
A druga sprawa - co jeśli tamta kobieta spróbuje tego z kimś innym i go wykończy?

bazienka

no wlasnie dlatego nalezy zglaszac, miala dowody, miala swiadka
zglosic nadal moze, to sie przedawnia po 5 czy 10 latach, nie pamietam
jak zakwalifikowanoby to jako probe zabojstwa, to i 20+ lat jest na zgloszenie
wszystko w papierach nfz zostaje, lekarz tez pewnie bedzie zeznawal ( nie obowiazuje go tu tajemnica lekarska, bo znajoma autorki nie byla jego pacjentka)

HellBlazer

@bazienka...
Tajemnica lekarska idzie do piachu przy próbie morderstwa, która również nie przedawnia się po 5 latach.
To próba morderstwa - tu się nawet ściąga wszystkich jej lekarzy, którzy kiedykolwiek jej coś przepisują.

bazienka

no nie wiem, czy 5 lat cyz nie wiecej, 5 lat to jest do wystepkow a nie do zbrodni

meeeeen

Ciekawe czy autorka powiedziała lekarzowi, że ta dziewczyna ją truła czy wzięła winę na siebie ? W końcu lekarz pierwsze co pomyślał to próba samobójcza

izka0358

@meeeeen bo pomyślał, że autorka podkrada leki koleżance, dopiero potem się okazało, że koleżanka dosypuje, autorka dowiedziała się tego od lekarza a nid lejarz od autorki, skoro nie wiedziała o jakich lekach mówi

Smutnabula Odpowiedz

Mnie tylko zastanawia jedno. Dlaczego ona to robiła?

bazienka

w sumie albo np. zeby po smierci autorki "pocieszyc" jej meza
albo np. zastepczy syndrom Munchausena, jelsi opiekowala sie autorka troskliwie
albo po prostu byla wredna sucza i chciala jej dowalic, nie wiem, zazdroscila autorce, ze jest zdrowa?

meeeeen

Chyba to była zazdrość na wielu płaszczyznach ( mieszkanie, mąż, zdrowie), ale serio nie odpuszczamy ludziom próby morderstwa tylko dlatego, że się przyjaźniliśmy z nimi długo.

Softkitty1

Może nowotwór spowodował zaburzenie psychiczne. Albo faktycznie zazdrość, desperacja.

PiusXIII Odpowiedz

Można było wnieść sprawę, to fakt. Bo to co ona zrobiła podpadało pod usiłowanie zabójstwa. Przypadkiem nikomu nie wrzucasz rozkruszonych leków do kawy czy odżywki.
Ale - nie wiemy jakiego typu był to nowotwór. Czasem choroba wpływa na psychikę osoby (stają się agresywne wobec siebie albo wobec bliskich, czasem wpadają w apatię, czasem mają niekontrolowaną potrzebę spełniania wszystkich pragnień, o których myślą w danej chwili i idą z kimś obcym do łóżka, rozdają swoje pieniądze i rzeczy innym etc.). Gdyby doszło do rozprawy biegły mógłby to stwierdzić. Stwierdzono by jej niepoczytalność w chwili popełniania czynu i koniec.
Ale jeśli była w pełni świadoma... Ja bym zawiadomiła policję o możliwości popełnienia przestępstwa. Z jednego prostego powodu, nowotwór czy nie, może być niebezpieczna nie tylko dla innych, ale również dla siebie. Jeśli to nie choroba spowodowała, a działała bo ubzdurała sobie, że masz za dużo szczęścia w życiu - tym bardziej powinna siedzieć. Nikt normalny nie robi zamachów na swoich przyjaciół tylko dlatego że akurat oni mają mieszkanie i nie mają raka.

egzemita Odpowiedz

Jeśli naprawdę miała nowotwór złośliwy to zapewne już nie żyje. Ale lepiej się upewnij bo teraz może otruć rodzinę.

bazienka

oby nie zyla, sero lepiej dla swiata

Anda

Znam wiele osób po nowotworze złośliwym, które żyją i nie zanosi się, żeby to się zmieniło, między innymi mnie samą :)

bazienka

a ty tez karmisz kolezanki swoimi lekami w duzej ilosci?

HoustonNaZadupiu

Anda, pjona. Ja też żyję i mam się dobrze. Zdrowia życzę 🤗

A ty Egzemita nie pleć bzdur. W ogóle życzenie komuś śmierci (Bazienka) czy choroby jest mega słabe...

bazienka

no jesli ktos jest potencjalnym morderca to ja nie mam zbyt wielkiego szacunku do jego zycia, wybacz
kto wie czy ona teraz kogo innego nie podtruwa np. wlasnej rodziny

bazienka

a ogolnie to fajnie, ze udalo sie wam wyzdrowiec :) mam nadzieje, ze choroba nie wroci

bazienka Odpowiedz

a trzeba bylo wniesc, spowodowanie zagrozenia zdrowia lub zycia, dowod w postaci hospitalizacji i swiadka lekarza
trzeba bylo, rozniosloby sie po otoczeniu i trudno byloby suce robic to komus innemu
poza tym kurde no nalezalo sie jej

AncientDragon Odpowiedz

Odpuściłaś komuś kto usiłował Cię zabić? Ze względu na 20 lat przyjaźni?

Przyjaciele przychodzą i odchodzą. Życie jak już odejdzie to nie wróci. Pomijając już fakt nie zgłoszenia sprawy, to po co dalej utrzymywać z taką osobą kontakt? Jaką masz pewność, że kiedyś nie powtórzy swoich prób, tym razem jakimś pewniejszym sposobem? Aż tak ufasz osobie, która po cichu Cię podtruwała z zazdrości? Jej nie przeszkadzało 20 lat przyjaźni by niszczyć zdrowie czy potencjalnie życie przyjaciółce, która nic nie zawiniła w jej problemach życiowych.

PiratTomi

W punkt

Jeggxhkl

Napisała, że zerwała z nią kontakt więc pewnie się nie przyjaźnią. To co autorka zrobiła jest bardzo lekkomyślne, ale nie można odmówić jedej rzeczy, że musiała być dla niej niesamowicie ważna jako osoba ta jej przyjaciółka. Szczerze chciałabym kogoś takiego poznać jak autorka i się przyjaźnić, ale na litość Boską nawet zżyłej przyjaźni są jakieś granice.
Chociaż są i takie przypadki, że ludzie kryją morderstwa i gwalty swoich bliskich czy przyjaciół... Ale absolutnie nie pochwalam, ale jestem w stanie zrozumieć co musiało kierować nią. Mimo wszytsko nawołuje do zgłoszenia tej sprawy, bo na to nie jest za późno

AncientDragon

Hmm, byłem niemal pewny, że w historii był dopisek, że autorka powoli odnawia kontakt. Albo historia była zmodyfikowana, albo sobie coś dopowiedziałem czytając inne historię. Jeżeli to drugie, to zwracam honor.

bazienka Odpowiedz

pomijajac absurd i okrucienstwo sytuacji to ta przyjaciolka to glupia jakas
przeciez gdyby nie wysypala sie lekarzowi, to by i diagnostyka mogla potrwac o wiele dluzej ( i nie wiadomo, czy by cos znalezli, nie robiac toksykologii na konkretne substancje), a i predzej by autorke do grobu wciagnela i nic by sie nie wydalo
nie dosc, ze psychiczna to jeszcze debil, bo sie przyznala posrednio
(na cale szczescie dla autorki)

meeeeen

Ja zrozumiałem to inaczej, że lekarz zobaczył tą chorą na raka podczas odwiedzin autorki i pomyślał, że autorka się truje bo chce popełnić samobójstwo. Nie wiadomo czy autorka i ta jej ,,przyjaciółka” przyznały się lekarzowi kto komu robi krzywdę

meeeeen

Równie dobrze mogła się przyznać tylko autorce przyparta do muru, a autorka jak najgorsza kretynka odpuściła. Pojęcia nie mam, ale może poczuła ulgę, że nie umiera tylko była truta ??? To jest dużo bardziej złożona sytuacja psychologicznie i jestem bardzo ciekawy dokładnej histori i tego czy tamta dziewczyna żyje

Seven777 Odpowiedz

Co za psycholka! Tak bardzo jej pomogłaś a ona zachowała się jak najgorsza menda... Nie potrafię tego zrozumieć. Zapewne zazdrość ją do tego pchnęła, ale mimo wszystko jak mogła być taka podła...

Mmpp00 Odpowiedz

Ona powinna odpowiedzieć za to przed sądem!

Zobacz więcej komentarzy (9)
Dodaj anonimowe wyznanie