#DzCEr
Tym razem zabawa polegała na przeskakiwaniu z szyny na szynę (dokładniej nie pamiętam, o co chodziło) i nic ciekawego by w tym nie było, gdyby nie to że siostra przewróciła się, nadziała się na jakiś wystający drut, przy okazji obdzierając sobie kolano. Mocno zmartwiona 7-latka próbowała wstać i obejrzeć swoją zranioną nogę, jednak drut tak wplątał się w spodnie, że nie sposób było jej uwolnić. W momencie, w którym ruszyłam z pomocą, zza zakrętu wyłonił się pędzący pociąg. Nie potrafię pojąć, jak mogłyśmy być aż tak pochłonięte "zabawą", że go nie usłyszałyśmy. Zamurowało mnie. Siostra krzyczała tylko moje imię, a ja stałam sparaliżowana ze strachu. W ostatnim momencie opamiętałam się, podbiegłam dwa kroki i z całej siły pociągnęłam ją za rękę. Wpadłyśmy w pokrzywy i dosłownie w tym samym momencie w miejscu, w którym jeszcze kilka sekund temu była moja siostra, znajdowały się wagony, jeden za drugim.
Więcej nie bawiłyśmy się na torach. To było prawdziwe życie na krawędzi, kwestia jednej-dwóch sekund. Od wydarzenia minęło około 10-ciu lat, a obecnie siostra jest jedyną osobą, która mnie wspiera i jest ze mną w każdej sytuacji. Nie wyobrażam sobie, co by było gdybym wtedy nie przezwyciężyła strachu i dzisiaj nie byłoby jej tutaj.