#DkRin
Lato, gorąco jak w piecu, ojciec w pewnym momencie wstaje z trawy i oświadcza, że idzie się przejść po wsi. Pół godziny później wraca z "wujkiem" i wołają mnie, że trzeba by pustaka przerzucić wujkowi poza teren.
Co prawda wujek żadnego pustaka na terenie nie ma, ale co tam, polazłem.
Idziemy, ale skręcamy pod las, a tam już w przepływającej rzeczce chłodzi się wódka.
No to co tam, przecież trochę napić się można. Wujek wlał w siebie ze trzy butelki i padł, ojciec jakąś jedną, ale dobrze się trzymał, a ja tylko uszczknąłem, ale pamiętam, zrobiło mi się wesoło. Potem z ojcem wujka zostawiliśmy (w cieniu, żeby nie było) i zaczęliśmy wracać. Przechodzimy obok domu innych "wujków", a ci już wołają do nas przez okno. A przecież odmówić nie wypada...
Stamtąd wyszliśmy już uchachani całkowicie. Mi się dwoiło i troiło w oczach, a ojciec aż pogubił buty. W pewnym momencie zaczepił nas jeszcze inny "wujek" i ojciec poszedł z nim, a ja stwierdziłem, że mi wystarczy. Byłem już prawie że pod domem, kiedy zawołała mnie "ciotka" z naprzeciwka, żeby jej drabinę przenieść. A była to drabina taka stara, ciężka i całkowicie metalowa. Oczywiście damie w potrzebie odmówić nie wypada. Tak samo jak nie wypada potem odmówić domowej naleweczki ofiarowanej w podzięce.
Tak więc od ciotki wylazłem już prawie że na czworaka.
Potem film na chwilę się urwał, a następnie byłem już pod jedynym we wsi sklepem i piłem ze swoim kolegą (rówieśnik, jeden z niewielu we wsi) oraz bratem jego ojca.
Ogólnie, z tego co mi wiadomo, odstawili mnie potem pod samą furtkę. Co nie znaczy, że trafiłem do domu, bo nie, nie trafiłem.
Nie wiem co sobie ubzdurałem, ale doczołgałem się z powrotem do lasku i razem z wujkiem, który już nieco się "ostudził", stwierdziliśmy, że pójdziemy na ryby, co skończyło się na tym, że piliśmy wstrętne, ciepłe piwo u niego w szopie.
Potem okazało się, że ojciec mnie po całej wsi szuka i mieliśmy wrócić o domu, ale on stwierdził, że jak nas matula zobaczy, to nam nogi z dup powyrywa (wtedy wydawało się to być dość realną groźbą), więc poszliśmy na stary tartak i tam wykończyliśmy we dwóch jeszcze jedną butelkę już sam nawet nie wiem czego. Potem zasnęliśmy, ja pod stołem, on na wpół siedząc przy ścianie.
Do domu wróciłem dopiero następnego dnia i to wciąż w stanie ubzdryngolenia, po czym walnąłem się na łóżko i przespałem kolejną dobę.
To był ostatni raz, jak piłem cokolwiek z procentami w całym swoim życiu.
A piszę tu o tym, ponieważ ostatnia osoba, która znała tę historię, zmarła dwa dni temu. Synowi tego nie opowiem, bo od dzieciaka był przeciwnikiem jakiegokolwiek picia, a wnuczce nie dość, że nie wypada, to jest jeszcze za mała, by cokolwiek zrozumieć.
Pozdrawiam.
Mocne. Dobre i anonimowe.
Aż nie wiem, co powiedzieć
W końcu długie wyznanie które się przyjemnie czyta, ciekawa historia👌
Czy ja wiem, czy przyjemnie? Na pewno anonimowe.
Właśnie przez takie przygody polscy pięćdziesięcioletni mężczyźni są już zazwyczaj schorowani i umierają na to chińskie gówno, podczas gdy w innych krajach średnia wieku zmarłych to ponad 80 lat.
Umierają na to chińskie gówno? Jakieś źródło, geniuszu?
No tak, 5 osób śmiertelnych, którzy mieli w dodatku inne choroby. Ale to w Polsce umierają :v
Średnia umieralności w Polsce jest prawie najwyższą w Europie, a znacząco wyższa od Europy zachodniej, więc nie gadaj głupot, bo jeszcze ktoś uwierzy.
troche patologia
uchlewanie nieletniego w trupa przez wiele osob nie majacych z tym problemu jest troche dramatyczne
Co nie zmienia fakty, że wiele lat temu tak załatwiało się każdą sprawę. Flaszka była łatwo dostępna :)
przynajmniej dobre wnioski wyciagnales :)
Dawno tak dobrego wyznania tu nie było. Duży plus.
Dobrze że nie tylko w gardło, ale i do łba Ci się nalało po tej przygodzie.
Typowa niedziela na wsi
Ja bym opowiedział synowi nawet jeśli jest przeciwnikiem alko to może być fajna
Ale super 🤠 prawdziwe anonimowe, wrócę do niego jeszcze