#9o1Fm
W 6 kasie podstawówki zaprzyjaźniłam się z pewną dziewczynką, która była dość rozgarnięta jak na ten wiek, jej się zwierzyłam, poradziła mi, bym poszła do wychowawczyni prosić o pomoc, że ona mi pomoże i zabiorą mnie daleko od tego tyrana. Tak też zrobiłam, z nadzieją na koniec męki, marzyłam o domu dziecka.
Nauczycielka się przyjęła, razem poszłyśmy do pani pedagog, i po długiej rozmowie powiedziała, że mogę wrócić do domu i wszystko będzie dobrze.
Wiecie co zrobiło mądre "grono pedagogiczne"? Wezwali mojego tatę do szkoły i pytali, czy to prawda co opowiedziałam, oczywiście tatuś zaprzeczył i wrócił do domu. Tego dnia nigdy nie zapomnę, bił mnie tak długo, aż straciłam przytomność. Na tydzień zostałam w domu "chora", musiały mi zniknąć ślady z twarzy chociaż minimalnie. Po powrocie ze szkoły nauczycielka spytała, czy sytuacja w domu się poprawiła, odpowiedziałam, że tak i koniec przygody z pomocą ze strony szkoły.
Czemu odpowiedziałam, że tak? Zwyczajnie się bałam dalszego bicia, byłam pewna, że znów wezwą do szkoły tatę, a ja za to oberwę.
Teraz mieszkam za granicą. Lata mijają, a mnie nie obchodzi, czy oni się martwią, czy czasem myślą o mnie, dla mnie już nie istnieją, nie mamy kontaktu. Pracuję, wynajmuję małe mieszkanko. Mężczyzny w swoim życiu nie potrzebuję, boję się mężczyzn, nie czuję potrzeby miłości, związku czy czegoś podobnego. Mam psa, który jest moją rodziną. I tyle.
Trzymaj sie
... Potwór to mało powiedziane. A grono pedagogiczne też za przeproszeniem jebni#te.. 👿
Współczuję.. Dobrze że się odcięłaś od "rodzinki"