#6536m

Jakieś 10 lat temu moja najlepszą przyjaciółką dostała od rodziców potwora. Pies nazwany został Sushi. Sushi to kundel z silnymi zaburzeniami psychiki. Biega jak wariat, szczęka jak wariat i ciągle warczy. Sushi nie lubi nikogo poza Mileną (moja przyjaciółka). Na wszystkich innych szczęka i warczy. Duży jest i można się go przestraszyć generalnie. Mnie jako tako toleruje (może dlatego, że wybrał sobie moją nogę za żonę?). Jako że mnie toleruje, mój dom był idealną dla niego przechowalnią w trakcie różnych wyjazdów Mileny z rodzicami. Nienawidziłam tych momentów, ale cóż, czego się nie robi dla przyjaciół?

5 lat temu rodzina Mileny wraz z Sushim jechali na jakąś rodzinną imprezę. Niestety na miejsce nigdy nie dojechali. Rodzice Mileny zginęli w tym wypadku, Milena długo leżała w szpitalu, prawie codziennie odwiedzaliśmy ja z Sushim (zrobiłam konkretną awanturę o to, by pozwolili mi brać do niej psa). Sushi wziął bardzo do siebie nową pozycję głowy rodziny i teraz do Mileny nie mógł już podejść nikt. Nawet moja powabna nogą przestała być argumentem, też trafiłam na czarną listę. Pies co prawda nigdy na nikogo się nie rzucił, ale sam wyraz jego pyska wystarczał, żeby narobić w gacie.

Rok temu zmarła Milena. Pijany debil rozjechał ja na przejściu. Tydzień w szpitalu w śpiączce i potem odeszła. Wpadłam wtedy w fazę otępienia. Chodziłam jak widmo. Ale ani razu nie zapłakałam po niej.

Informacja, że ciocia Mileny planuje uśpić Sushiego była dla mnie przełomowa. Pół godziny później walczyłam z tym potworem, żeby założyć na niego kaganiec i zabrać potwora do domu. Nie mogłam pozwolić, żeby go uśpili ! Od tej pory całą moją uwagę pochłaniały iluzje, że wychowuję Sushiego.

Niedawno minęła rocznica śmierci Mileny. Poszłam na cmentarz do niej, po raz pierwszy zabierając tam ze sobą Sushiego. Usiadłam sobie na moim kamieniu koło jej grobu i zaczęłam tradycyjnie narzekać na Sushiego. Zawsze jak chodzę do niej na cmentarz, to na niego narzekam. Pies nagle zaczął wyć. Naprawdę przeraźliwie wyć. I mi zwiał! Nie trzymałam smyczy dość mocno. Ruszyłam za nim w dziki pościg (bo wiecie, agresywny pies, straszny pies), a siły dodawały mi fantazje na ile sposobów mogę go zamordować. Niestety okazało się, że nieuczciwa przewaga posiadania czterech łap, daje więcej do prędkości niż mordercze zapędy.

Znalazłam go przy starym domu Mileny. Siedział tam i wył. Wiem jak głupio to zabrzmi, ale do niego chyba wtedy dotarło, że nie jest to jeden z wielu razy, kiedy siedział u mnie na przechowaniu, tylko że Mileny już nie ma. Widząc jego rozpacz, załamałam się. Upadłam na kolana i zaczęłam ryczeć jak dziecko.

Wiecie co wtedy zrobił pies? Zaczął mnie lizać po twarzy jak opętany. Nie wiem ile tam siedzieliśmy, ale w końcu poczułam się lepiej, a do domu wróciłam już nie z potworem, ale z przyjacielem.
Ammeno Odpowiedz

Smutno mi się zrobiło :(

CichaPanda

Mi też :c

Primacafe

A ja się popłakałam

Obito

Też sie poryczałam

zoltamarchewa Odpowiedz

Pamiętaj! Nie jesteś sama! Masz niezwykłego, wiernego jak diabli przyjaciela! Trzymaj się!!!!

Tajfun Odpowiedz

Zyskałaś nowego przyjaciela ;)

cytrynowaczekolada Odpowiedz

Materiał na film, serio

ZamarzamPodKoldra Odpowiedz

poryczałam się :/

FoxyLadie Odpowiedz

Chyba nie czytałam tu jeszcze tak wzruszającego i zarazem dramatycznego wyznania 😢

dajmipsa Odpowiedz

Zwroty akcji jak w Balladynie!

IndyjskaIndia Odpowiedz

Kochani jesteście. I ty, i Sushi. Milena niech spoczywa w pokoju ;(((

Katexx Odpowiedz

Kochany psiok :(

crimsoneye Odpowiedz

Wyznanie smutne, ale psa bym zabrała do behawiorysty. Skoro bywa agresywny w końcu może zrobić komuś krzywdę, a wtedy obie strony będą poszkodowane, bo takie psy się zazwyczaj usypia.

Zobacz więcej komentarzy (30)
Dodaj anonimowe wyznanie