#51mrZ
1. Ja rozumiem, że w restauracji nikt nie będzie chuchał w alkomat, ale odlewanie się do doniczki stojącej w kącie to już przesada. Tym bardziej późniejsze awantury, że zostało się przez to wyproszonym z lokalu.
2. Do wszelkich herbat, kaw itp. klient otrzymuje cukier, aby użyć go w ilości wedle uznania. Dlatego szczytem jest, kiedy typowe Grażyny przychodzą awanturować się, że ich napój jest za słodki (!).
3. To, że nie każdy ma maskotki w domu również jest dla mnie zrozumiałe, ale zabieranie ich z kącika zabaw przez dorosłych ludzi i miotanie nimi przez pół restauracji nie jest wcale takie zabawne, tym bardziej, że następnie kelnerki znajdują na podłodze potłuczone szkło...
4. Nie, nie oferujemy zniżek dla influencerów i nie obchodzi nas, że macie 300 obserwatorów na instagramie. Straszenie wystawieniem negatywnej opinii na Facebooku także nie skłoni nas do dania rabatu 50%.
5. Jeżeli restauracja zostaje zamykana o godzinie 20:00, to nie oznacza to, że zostaniesz wpuszczony o 21:00, bo wujek stryjeczny cioci kota brata babci proboszcza psa jest rzekomym właścicielem knajpy.
I ostatnie, na deser. Sztuczne owoce na stole nie służą do jedzenia, a lokal nie zamierza płacić wysłanego przez ciebie rachunku za dentystę tylko dlatego, że nie potrafisz odróżnić plastikowego jabłka od tego żywego ;).
Ostatnie mnie jednak zaskoczyło..
Wiem, że istnieją świetnie zrobione sztuczne, chociaż to, że faktycznie da się je pomylić z prawdziwymi, mnie zaskoczyło.
Jednak, skoro już myślał, że to prawdziwy owoc, to raczej nic zaskakującego, że myślał, że jest darmowy, skoro został położony na jego stole.
Tak samo, jak cukierków często "zdobiących" paragon w sushi-barach raczej nie podejrzewam o bycie atrapami.
A swoja droga, co to za knajpa co ma sztuczne dekoracje? Sztuczne kwiatki juz sa dla mnie smieszne, a co dopiero sztuczne owoce, i to na stole, a nie np w oknie?
Juz lepiej nie miec nic, tylko zastawe.
Mnie to trochę.. zdziwiło
Sztuczne owoce do dekoracji...?
Mi się raz trafiła klinetka, która stwierdziła, że frytki są niesłone i ona nie zapłaci. Oczywiście solniczka stała na stole pod jej nosem, a tłumaczenia, że podajemy nieposolone, żeby każdy mógł doprawić według uznania, na nic się nie zdały.
Hitem był też dziadek, który przyszedł na skargę, że ma za mało herbaty w filiżance. Trochę się zdziwiłam, ale przyniosłam mu nową. Później na kamerach się okazało, że dziadeczek wylał specjalnie połowę herbaty do kwiatka xD
Przypomniało mi to pewna sytuacje
Pracownik(Kierownik restauracji) - P ; Klientka - K
K: Prosze mi dac ten rabat, ja znam kierownika
P: Ale ja pani nie znam.
Ta "restauracja" to chyba jakiś bar mleczny, bo nie wyobrażam sobie poważnej restauracji z ozdobami w postaci sztucznych owoców xf
Musi to jabłko być naprawdę smaczne, że ludzie tak chętnie go gryzą.
Raz mieliśmy gościa, który bez zahamowania wziął sobie kawałek jedzenia z talerza, który niosłam. Potem wielce zdziwiony, że został wyproszony.
Jak pracowałam w restauracji, to robili tak kelnerzy... Dlatego po pracy w restauracji i konfrontacji z tym co dzieje się na zapleczu, wolę gotować w domu.
Gdzieś to już czytałam... Chyba nawet tu
Chyba pomyliłam strony, bo chciałam wejść na anonimowe.
Przerost formy nad treścią.
Serio, istnieją tacy ludzie ?